Autorzy rozbudowują w nim popularne w zachodniej Europie przekonanie, że Polska i Węgry stały się demokratyczne wyłącznie dzięki UE. Same nigdy nie byłyby do tego zdolne. Proces integracji Europy Środkowej zakładał zainstalowanie w tych krajach nowego porządku, z którego miała wyłonić się polityczna kultura liberalnej demokracji z właściwymi dla niej normami. Projekt się nie powiódł, czego dowodem mają być rządy Fideszu na Węgrzech i PiS w Polsce.
Czy można było tego uniknąć? Można, stwierdzają politolodzy: „UE mogła naciskać mocniej na bezpośrednią zmianę społeczną, dając pierwszeństwo reformie podręczników historii do szkół wyższych, wymuszeniu konkretnych rozwiązań w zakresie ochrony mniejszości czy szczegółowemu nadzorowi własności intelektualnej oraz usług finansowych".
W istocie jest to myślenie czysto kolonialne. Dla każdego rozumnego człowieka z naszej części Europy takie poglądy muszą być nie do zaakceptowania. Otwierają oczy na to, jak patrzy na nas liberalny zachodni mainstream.
W Europie rozpoczyna się otwarta wojna kultur w obrębie Zachodu. Ponieważ w takiej wojnie fronty muszą być klarowne, a ideologie spójne, nikt nie będzie zważał na szczegóły i różnice. Cała Europa Środkowa zostaje wrzucona do worka z „globalnym trumpizmem" oraz populistyczną międzynarodówką.
Także u nas znajdziemy zwolenników takich podziałów. Na naszych oczach dokonuje się więc intelektualna robota, której celem jest wyrzucenie naszego regionu poza wąsko zdefiniowany Zachód.