Komuś jednak bardzo zależy na ich pogorszeniu. Profanacje cmentarzy i niszczenie pomników nie miały już dla tego kogoś wystarczającego rozgłosu medialnego. Przyszedł czas na napady na polskie placówki dyplomatyczne. Nie ma znaczenia, czy tropy prowadzą do Rosji czy do skrajnych organizacji w jakimkolwiek innym kraju. Ktokolwiek jest zamachowcem, powinien dostać jasny sygnał, że nie przejdzie odcinanie Polski od Ukrainy przez rujnowanie cmentarzy po obu stronach granicy, niszczenie pomników i akty o charakterze terrorystycznym, których celem jest, jak widać, dosypywanie do medialnego pieca. Solą w oku wrogów pokoju w Europie są wciąż dobre relacje Polaków i Ukraińców.
Naiwnością jest sądzić, że ten incydent będzie ostatni. Konieczne jest stworzenie gorącej linii pomiędzy kluczowymi osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo w obu państwach. Dobra jest propozycja prezydenta Petra Poroszenki, by polscy eksperci brali udział w śledztwie. Taka praktyka powinna być już stałym sposobem działania we wszystkich kwestiach, które mają potencjał destabilizowania relacji polsko-ukraińskich.
Oczywiście jednodniowe zamknięcie konsulatów to logiczna konsekwencja, pod warunkiem że nie będzie to trwało długo.
Swoją drogą widać w takich momentach, że dyplomacja to wciąż służba, a nie praca jak inne. Warto o tym pamiętać w dzisiejszych debatach na temat zmian w MSZ.