Niektóre interpretacje ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe wskazywały, że podatek od przyszłego roku powinien być pobierany od całości turbiny (wraz z jej częścią techniczno-elektroniczną, która jest najdroższa w całej konstrukcji), a nie tylko – jak dotąd – od fundamentu i postawionego na nim masztu.
Trzy samorządy uznały to drugie, dotychczasowe podejście za właściwe. Wśród argumentów przebija się m.in. ten o kierowaniu się zasadą niedyskryminowania technologii, braku analogicznych zapisów w innych ustawach czy rozstrzygania spraw na korzyść podatnika w przypadku „niedających się usunąć wątpliwości".
Nie wszyscy właściciele farm wiatrowych mają tyle szczęścia. Przykładowo wójt gminy Rypin już negatywnie odpowiedział na pytanie inwestora i każe płacić wyższy niż w 2016 r. podatek. Po założeniach budżetowych kolejnych samorządów też widać, że liczą one na dodatkowe pieniądze. Jak ustaliliśmy, wśród nich są m.in. Darłowo i Karlino. – Przygotowaliśmy budżet zakładający 2,5-krotny wzrost podatków dla farm (z 4 mln zł wzrosną do 10 mln zł). Stoimy na stanowisku, że jest to podatek należny gminie i wynikający z uchwalonej ustawy – tłumaczy Waldemar Miśko, burmistrz Karlina.
Nie ma jednak pewności, że dodatkowe pieniądze wpłyną do budżetu. W Karlinie liczą się z możliwymi pozwami inwestorów, a nawet z koniecznością zwrotu pobranego podatku z odsetkami po niekorzystnych wyrokach. – W sytuacji tak ogromnej niepewności co do interpretacji przepisów powinno zainterweniować państwa – twierdzi Miśko. – Jeśli odpowiednie ministerstwa nie pokuszą się o doprecyzowanie zapisów, by gminy miały pewność, że wyższy podatek rzeczywiście im się należy, to wpakują nas w ogromne problemy – dodaje.
Do tej pory 18 gmin z 60 zainteresowanych, na terenie których stoją wiatraki, wysłało do władz państwowych petycję z prośbą o wydanie ogólnopolskiej interpretacji zapisów podatkowych wynikających z tzw. ustawy wiatrakowej. – Samorządy są w rozterce. Z jednej strony nie chcą być posądzone o niegospodarność, jeśli nie zwiększą podatków dla farm, a z drugiej – obawiają się pozwów inwestorów – wyjaśnia Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica.