– Wzrost efektywności obecnych nakładów na służbę zdrowia jest konieczny. Ale nie łudźmy się. Żeby naprawdę naprawić służbę zdrowia, potrzebny jest wzrost wydatków na ten cel – mówi „Rzeczpospolitej" Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. Opinia Mordasewicza nie jest odosobniona – ostatnio Rada Dialogu Społecznego, w skład w której wchodzą przedstawiciele pracodawców i związkowców, wydała wspólne oświadczenie, w którym postuluje wzrost nakładów na zdrowie w ciągu trzech lat do 6,8 proc. PKB.
Składka w górę?
W ramach Narodowego Funduszu Zdrowia, budżetu państwa i budżetów samorządów w ubiegłym roku na ochronę zdrowia przeznaczyliśmy ok. 85 mld zł, czyli 4,7 proc. PKB – wynika z szacunków „Rz". Wzrost do 6,8 proc. oznacza, że należałoby w systemie finansów publicznych znaleźć dodatkowo nawet 40 mld zł (w cenach za 2016 r.), co stanowi poważane wyzwanie. Gdzie w takim razie należy ich szukać?
Najprościej byłoby podnieść składkę zdrowotną. Obecnie wynosi ona 9 proc. wynagrodzeń z pracy, co przyniosło w zeszłym roku ok. 70 mld zł. – Gdyby składka wynosiła 13–14 proc., prawdopodobnie pokryłaby wszystkie potrzeby – szacuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
Ale na taki wzrost prawdopodobnie nie zgodziłyby się związki zawodowe. – Wyższe nakłady na służbę zdrowia są konieczne, ale nie może się do odbyć kosztem zwiększenia obciążeń Polaków, czyli przez proste podnoszenie składki – zastrzega Wiesława Tarnowska, wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ).