– Nie dość, że coraz trudniej będzie śledzić stan finansów państwa, to jeszcze mamy do czynienia z zacieraniem się funkcji samych funduszy – przekonuje Kozłowski. – Okazuje się, że choć teoretycznie powinny one realizować zadania w ściśle wyznaczonych granicach, to politycy chętnie te granice zmieniają – dodaje. Tak było w przypadku Funduszu Pracy, który miał za zadanie łagodzić skutki bezrobocia i finansować aktywne firmy wspierające rynek pracy. Jednak już w 2020 r. – jak wyliczył Kozłowski – aż 40 proc. tego funduszu będzie przeznaczone na inne cele.
Zdaniem ekonomistów kumulacja stosowanych przez rząd rozwiązań parapodatkowych każe się też zastanowić nad kondycją budżetu centralnego. Skoro na każde nowe zadanie poszukiwane jest nowe źródło finansowania, to znaczy, że w budżecie nie ma już przestrzeni na takie wydatki. Na razie kasa państwa notuje nadwyżki, gdy jednak przyjdzie spowolnienie i spadek dynamiki dochodów podatkowych, łatwiej będzie przetrwać ten trudny okres, gdy część wydatków wypchnie się poza budżet.
Antyrozwojowa polityka
Aleksander Łaszek zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. – Znaczna część nowych danin obciąża wynagrodzenia za pracę – mówi. – Tymczasem rosnące tzw. pozapłacowe koszty pracy, w tym PIT i składki społeczne, negatywnie wpływają na perspektywy rozwojowe Polski. Jeśli są zbyt wysokie, zniechęcają do pracy. Z punktu widzenia wzrostu gospodarczego znacznie mniej szkodliwe jest opodatkowanie konsumpcji (VAT, akcyza) i nieruchomości, ponieważ takie podatki w znacznie mniejszym stopniu wpływają na zachowanie obywateli oraz ich decyzje o pracy i inwestowaniu – zaznacza Łaszek.
I przypomina, że uzasadniając wprowadzenie daniny solidarnościowej, resort fnansów zwracał uwagę, że wpływy z PIT w relacji do PKB należą do najniższych w UE. – Ale takie stwierdzenie jest półprawdą. Choć same wpływy z PIT należą do relatywnie niskich, to trzeba też pamiętać, że dochody osób fizycznych są obciążone także składkami na ubezpieczenia społeczne – podkreśla Łaszek. Jak wynika z jego wyliczeń, łącznie te obciążenia w Polsce plasują nas już mniej więcej w połowie unijnej stawki, między Estonią i Szwecją.
Opinia
Mirosław Gronicki, były minister finansów
Fundusze celowe także są częścią finansów publicznych, a według metodologii unijnej wszystkie są ujmowane w statystykach dotyczących dochodów, wydatków czy zadłużenia państwa. Kontrolę nad nimi sprawują odpowiednie resorty. Fakt, iż rośnie ich rola, sam w sobie nie jest powodem do obaw. Trzeba jednak pamiętać, że tzw. kontrola obywatelska tych funduszy jest mniejsza niż w przypadku budżetu centralnego, m.in. ze względu na częstotliwość przedstawiania przez te podmioty sprawozdań finansowych.