Strach przed zamachami i wysokie ceny urlopu zagranicznego, ale i zaporowe ceny noclegów nad Bałtykiem i na Mazurach, to główne powody, dla których Polacy coraz chętniej szukają możliwości spędzenia wakacji w kraju, ale niekoniecznie w drogich i słynnych kurortach. Wybierają miejsca, do których łatwo dojechać, a koszty urlopu są bardziej przewidywalne.
W tej rywalizacji wygrywają wyraźnie góry. Nadal najpopularniejszym górskim miastem „klikanym" w Trivago pozostaje Zakopane. Ta popularność jednak nie przekłada się na cenę. Pokój u podnóża Tatr w sezonie kosztuje niemal o połowę mniej, niż np. w Sopocie. Właściciele i zarządzający obiektami w Bieszczadach, Sudetach czy Beskidach mają w porównaniu z nadmorską konkurencją o jedno zmartwienie mniej: u nich sezon trwa znacznie dłużej niż nad morzem czy na Mazurach, gdzie hotelarze dwoją się i troją, zachęcając gości, żeby przyjechali do nich także poza dziesięcioma tygodniami sezonu urlopowego.
Termy z widokiem na góry
Bieszczady, Beskidy, Sudety są oczywiście najbardziej oblegane latem, ale nie tylko. Gości nie brakuje również we wrześniu i październiku. W maju i czerwcu też nie ma tam sezonowego dołka.
– Rezerwacje w tym roku idą bardzo dobrze – mówi Aditya Kumar Dutt, właściciel hotelu spa Solinianka. Korzystają z niego zarówno Polacy, jak i cudzoziemcy, którzy coraz częściej spędzają urlopy w Polsce. W Soliniance bawią najczęściej pięć, sześć dni, ale nie brakuje i takich, którzy zatrzymują się tutaj na pełne dwa tygodnie. Solinianka ma swoje profesjonalne spa, które jest dodatkową atrakcją, ale jak przyznaje właściciel, mało kto z niego korzysta. – Raczej traktują nasz hotel jako komfortową bazę wypadową. Najczęściej wracają co roku i przywożą ze sobą przyjaciół – dodaje Aditya Kumar Dutt.
W Pensjonacie Pod Kotelnicą w Białce Tatrzańskiej nie ma już ani jednego wolnego pokoju do końca sierpnia. – Może trafiłyby się wolne miejsca w środku tygodnia, ale naprawdę mamy full. Trzeba dzwonić i pytać – informują w recepcji.