Brzmi, nomen omen, kosmicznie. Gdy jednak wejść w szczegóły, okazuje się że Interorbital Systems za 8 tys. dol. oferuje zestawy do… samodzielnego montowania nanosatelitów i prowadzi przedsprzedaż miejsc w rakiecie, która… jeszcze nie weszła do użytku.
Biznesowe zapowiedzi SatRevolution budzą więc poważne wątpliwości ekspertów z branży. I to nie tylko dlatego, że jej szefowie są zupełnie nieznani w tym środowisku (zajmowali się wcześniej produkcją gier mobilnych). Pojedyncze nanosatelity są zbyt małe, żeby dostarczyć komercyjnie użytecznych danych, firma nie ma żadnego doświadczenia, a budowa satelity typu cubesat to koszt co najmniej 500 tys. zł.
Na pytanie o kwalifikacje szef firmy, Grzegorz Zwoliński, odpowiada za pośrednictwem wynajętej agencji PR. Przyznaje w e–mailu, że w Polsce trudno jest pozyskać specjalistów z tej dziedziny. „Osoby, które zatrudniamy, posiadają doświadczenie w różnych gałęziach przemysłu i aktualnie poszerzają swoją wiedzę o wybrane zagadnienia, np. warunki, jakie panują na niskiej orbicie okołoziemskiej” – dodaje. Pracownik jednej z firm sektora, chcący zachować anonimowość, radzi więc, by podchodzić ostrożnie do zapowiedzi wrocławskiej spółki. – Traktowałbym to wszystko raczej jako zabawę. Niewykluczone, że ten krok ma służyć zdobyciu pierwszych szlifów, ale lepiej za dwa lata sprawdzić, co wyszło z tych śmiałych planów – mówi.
Do końca roku mają się zakończyć prace nad Polską Strategią Kosmiczną. Jej główne założenia ogłoszono we wrześniu. Dokument wyznaczy kierunki rozwoju branży do 2030 r. W planach jest stopniowe zwiększenie składki do ESA z obecnych niecałych 30 mln euro do ok. 50 mln euro rocznie. Wśród celów są także: wzrost konkurencyjności sektora kosmicznego, zwiększenie jego udziału w europejskim rynku z niespełna 1 proc. do 3 proc. i budowa kadr.
Paweł Wojtkiewicz, prezes Związku Przedsiębiorców Sektora Kosmicznego, jest zadowolony z tych planów. – Założenia są realne, ale bardzo ambitne. Cieszymy się, że przygotowano je w duchu naszych rekomendacji. Dzięki znajomości strategicznych celów firmy będą wiedziały, gdzie lokować kapitał – mówi. Drugi obok kontraktów ESA filar finansowy branży – narodowy program kosmiczny – przygotowuje POLSA. Jego założenia mają być gotowe na początku przyszłego roku, a cały dokument – w jego drugiej połowie. Najbliższe miesiące rozjaśnią więc wiele wątpliwości, choćby taką, które ministerstwo będzie kontrolowało pieniądze przeznaczone na krajowy program i czy będzie on stricte wojskowy czy raczej cywilno–wojskowy.
Mariaż nauki z biznesem ma się przysłużyć gospodarce. Szacuje się, że każda złotówka zainwestowana w kosmos zwraca się później siedmiokrotnie. Globalne obroty tego sektora w ub. roku wyniosły 323 mld dol., a w Europie nakłady rządowe rosną w tempie kilku procent rocznie. Silny przemysł kosmiczny to jedna z branż, które mogą pomóc zmienić model polskiej gospodarki. – To, że zrewolucjonizujemy całą gospodarkę, to pobożne życzenie – zastrzega Grzegorz Brona. – Możemy jednak zatrudnić kilka tysięcy osób, wprowadzić wyższe stawki dla pracowników, zbudować wiedzę i nowy typ podejścia do innowacji – mówi. Jak podkreśla, opracowywana strategia to jeszcze nie konkret. – Budowa satelitów, systemów wynoszenia, robotyka kosmiczna to super slogany, ale muszą za tym stać konkretne pieniądze wyłożone przez państwo – przekonuje. I może jeszcze trochę wiary, że się uda – wbrew popularnej w sieci serii memów i komiksów, zgodnie z którymi „Poland cannot into space” (patrz następna strona). Łukasz Wilczyński, szef krakowskiej Europejskiej Fundacji Kosmicznej promującej eksplorację kosmosu (i właściciel agencji Planet PR) zwraca uwagę, że nagłaśnianie polskiego zaangażowania w kosmosie jest istotne – bo przekonanie, że w ogóle możemy tam cokolwiek zdziałać nie jest jeszcze wystarczająco zakorzenione. Dotyczy to zresztą nie tylko naszego kraju.
– Europa uruchamia właśnie swój system geolokalizacji Galileo, dokładniejszy i konkurencyjny wobec amerykańskiego GPS. Jesienią wychodzi pierwszy model telefonu z pełną obsługą tego systemu. Wkrótce ruszy fala nowych zastosowań. Tymczasem ciągle mało kto o nim słyszał – mówi Wilczyński. Jego zdaniem, chcąc później liczyć zyski, trzeba już dziś robić trochę szumu. Ludzie, zwłaszcza młodzi, powinni wiedzieć, że branża kosmiczna zmienia świat, a ci najbardziej obiecujący – na co dzień z nią obcować. – NASA, kierując przekaz do pokolenia Y, miała kilka strzałów w postaci akcji czy product placementu w grach flashowych – mówi. – U nas potrzebna jest szeroko zakrojona kampania informacyjna, która pokaże obywatelom i decydentom, co tak naprawdę dała i daje wciąż ta dziedzina – mówi Wilczyński. – Bo wiele osób neguje potrzebę lotów na Marsa, za to co jakiś czas domagają się dokładniejszych map w telefonie. A to właśnie sektor kosmiczny dostarcza nam te wszystkie elementy codziennego życia.
Habitat M.A.R.S. pod Tarnowem składa się z kopuły centralnej, w której znajdzie się przestrzeń wspólna i centrum komunikacyjne, oraz sześciu kontenerowych modułów przeznaczonych do pracy i wypoczynku. Ma być w pełni gotowy latem przyszłego roku. Inwestycja powinna się zamknąć w kwocie 0,5–1 mln zł.
– Baza nie będzie wyglądała jak ze „Star Treka”. Porządny mikroskop, dobry sprzęt i publikacje naukowe są dla nas ważniejsze, niż ludzie skaczący wokół w strojach astronautów – mówi dr Agata Kołodziejczyk. Zarządzająca habitatem spółka Space Garden (Kołodziejczyk jest członkiem zarządu) zapowiada, że będzie go odpłatnie udostępniać do prowadzenia misji testowych, zarówno marsjańskich jak i księżycowych, grupom naukowym i firmom z całego świata. – Chcemy nawiązać ścisłą współpracę z agencjami kosmicznymi. Będziemy się specjalizować w testach urządzeń telemedycznych, telerobotycznych, tworzeniu systemu podtrzymywania życia, który mógłby działać w pozaziemskich bazach – mówi Kołodziejczyk. – Własną misję chcemy organizować raz na dwa lata, pozostałe to wynajem pod przedsięwzięcia międzynarodowe – dodaje.
Dr Jakub Mielczarek, prezes Space Garden, pytany o orientacyjny koszt jednego zlecenia w zakresie testowania technologii, mówi o „kilkudziesięciu tysiącach złotych”. Spółka będzie też prowadziła własne badania i komercyjnie oferowała ich prowadzenie oraz organizowała warsztaty edukacyjne i szkolenia, na przykład z druku 3D i biodruku. – Kładziemy szczególny nacisk na kwestię zapewnienia odpowiednich warunków podtrzymania życia w kosmosie. Naszą aktywność kierujemy w stronę biotechnologii i medycyny kosmicznej oraz technologii habitatów kosmicznych – wyjaśnia Mielczarek.
Bo długoterminowy cel to wzięcie udziału w wyścigu na Czerwoną Planetę, w który od niedawna angażują się globalni przedsiębiorcy, tacy jak Elon Musk, właściciel firmy SpaceX. – Samo przetransportowanie ludzi na Marsa nie wystarczy. Przyszłym kolonizatorom trzeba stworzyć odpowiednie warunki do życia i rozwoju w nowym, nieprzyjaznym środowisku. Chcemy aktywnie uczestniczyć w realizacji tego bezprecedensowego celu – dodaje szef Space Garden. Ale po drodze jego firma ma jeszcze inne plany. – Do 2020 r. zamierzamy rozpocząć prowadzenie działań na niskiej orbicie okołoziemskiej – mówi Mielczarek. Chodzi o wyniesienie własnej platformy stratosferycznej i nanosatelity. Szczegółów nie ujawnia.
Reszta branży przygląda się firmie z ciekawością. Marcin Dobrowolski z Astroniki sądzi, że takie głośne akcje lepiej usytuują Polskę na kosmicznej mapie świata. Dotąd udało się to tylko organizowanym pod Rzeszowem zawodom European Rover Challenge. Biorą w nich udział studenci budujący robotyczne łaziki. – Im więcej młodzieży wciągniemy dzięki temu w innowacyjne technologie, tym lepiej dla przyszłych pokoleń – kwituje Dobrowolski. Społeczność związana z podtarnowskim habitatem ma jeszcze jeden cel – choć już wiadomo, że w państwowej strategii kosmicznej nie będzie o nim ani słowa. – Chcemy mieć kolejnego Polaka w kosmosie – mówi Agata Kołodziejczyk. – Zrobimy wszystko, żeby pokazać, że mamy zaplecze i wyszkolonych ludzi – dodaje. Nie zraża jej fakt, że Polska nie jest na razie zainteresowana udziałem w drogim europejskim programie załogowym. – Chris Hadfield marzył żeby zostać astronautą w czasach, kiedy jego rodzinna Kanada nie miała jeszcze takiego programu – przekonuje.
Wśród astronautów ESA są dziś m.in. Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Włosi, Holendrzy i Hiszpanie – rządy wszystkich tych państw kiedyś zdecydowały, że będą się o to starać. Jedyny jak dotąd polski obywatel w kosmosie – gen. Mirosław Hermaszewski – niedawno skończył 75 lat. – Nasze działania są oddolną inicjatywą mającą na celu zwiększenie szans na dołączenie Polski do programu załogowego ESA – potwierdza dr Mielczarek. – Liczymy na to, że szkolenia astronautów w ramach symulowanych misji zwiększą świadomość dużego znaczenia programów załogowych, co przełoży się później na decyzje polityczne.
Agata Kołodziejczyk nie ma wątpliwości, że „musimy orientować kulturę rozwoju na kosmos”. – Razem z nową generacją specjalistów możemy zrobić wielkie rzeczy – uśmiecha się. – Skubańcy są zdolni.
Bloomberg Businessweek Polska