Jak się robi taki biznes? Podobno bywa tak, że „rzuca się wszystko” i zakłada firmę. A jaka jest historia Riska?
Antonina Samecka: Nasza historia jest trochę inna. My nie rzuciłyśmy wszystkiego i nie poszłyśmy w przepaść. Mając pracę, wpadłyśmy na pomysł hobby. W moje urodziny pomyślałam, żeby stworzyć markę, która z dresówki szyłaby eleganckie rzeczy. A że dostałam od Klary prezent — wyszyła mi serduszko i dedykację na metce tiszertu — to poczułam, że zaproponuję współpracę Klarze i u niej też to bardzo chwyciło. W nasz pomysł włożyłyśmy do dziś w sumie 30 tysięcy złotych. Nie poszukiwałyśmy więc kapitału — tych 30 tysięcy wystarczyło, żeby kupić materiały, pudełka. Pomysł okazał się sukcesem już na pierwszych targach, jednak jeszcze rok pracowałyśmy w naszych dotychczasowych pracach (w mediach – przyp. red.), nie miałyśmy wtedy butiku ani biura. Mieszkanie Klary pełniło funkcję studia, gdzie ludzie wpadali kupować rzeczy. I dopiero, kiedy jej chłopak już się bardzo zmęczył tym, że mieszkanie jest butikiem nawet w niedzielę o dziewiątej rano, zdecydowałyśmy się wynająć jedno piętro w kamienicy na biuro i pracownię, a na dole otworzyłyśmy butik. I jesteśmy tu (przy u. Szpitalnej w Warszawie – przyp. red) już 12 lat.