Zanim zajęła się pani w życiu pomaganiem ludziom w kryzysie bezdomności, kojarzyli się pani oni głównie z marginesem społecznym, który nie dba o siebie, nadużywa alkoholu i prosi innych o pieniądze….
Katarzyna Nicewicz: Wszystko się zmieniło, kiedy zimą wyszłam ze sklepu na papierosa. Mowa o sklepie z biżuterią i galanterią, w którym pracowałam jako ekspedientka, zarabiając na opłatę studiów. Sklep mieścił się w podziemiach Dworca Centralnego i któregoś dnia wpadł na mnie człowiek, który ewidentnie czegoś ode mnie chciał. Poczęstowałam go więc papierosem, a on powiedział, że chciałby jedynie coś ciepłego do picia, herbatę. To mnie zszokowało. Pomyślałam sobie, że w taki mróz nie ma znaczenia, kto kim jest, że każdy – niezależnie od tego, czy jest dobrym, czy złym człowiekiem — powinien móc napić się czegoś rozgrzewającego. Że ochrona życia jest najważniejsza. Stworzyłam na FB akcję „Daj herbatę”, która miała zapewnić potrzebującym ciepłe napoje w zimne dni. Nie napisałam, że chodzi o pomoc bezdomnym, bo wtedy nikt by się nie zgłosił.
Dlaczego?
Pokutował stereotyp o bezdomnym, który jest pijakiem, kimś niebezpiecznym, „psychicznym” i obawiałam się, że takiemu człowiekowi akurat nikt nie zechce dawać gorącej herbaty.
Sama nie miałam pojęcia, że jest również dużo osób w kryzysie bezdomności, które wyglądają tak samo jak my i nikt się nawet nie domyśla, że mierzą się z poważnym problemem. Część z nich nocuje w noclegowni, inni mają „swoje” klatki schodowe, albo kryjówki, których nie chcą zdradzić. Jeszcze inni zatrzymują się kątem u znajomych. Żadnej z takich osób nie rozpoznalibyśmy, jadąc obok niej w autobusie. Rozpoznawalna jest jedynie być może 1/5 osób bezdomnych.