Stefan Szczepłek: Lewy się kończy. Ale ogląda się to przyjemnie

Robert Lewandowski wszedł na Kilimandżaro i zaczął leczyć Polaków z kompleksów. Można powiedzieć, że trzema golami w Barcelonie przypomniał o 20. rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej, która szczęśliwie wyklucza wszelkie granice i bariery.

Publikacja: 30.04.2024 13:23

Robert Lewandowski

Robert Lewandowski

Foto: HOMAS COEX / AFP

Gdybym nie miał swojego rozumu i telewizora, a dawał wiarę wyłącznie informacjom ze stron internetowych, byłbym zdezorientowany jak „maleńki Buncol na polu karnym przeciwnika”, co z lubością powtarzał Jan Ciszewski.

Młodszym czytelnikom należy wyjaśnić, że Andrzej Buncol to był podstawowy pomocnik reprezentacji Polski, która w roku 1982 zajęła trzecie miejsce na mundialu. Tyle, że niemal każdemu jego występowi towarzyszyło zwątpienie i niedowierzanie. Wynikały z faktu, że Buncol miał metr pięć w kapeluszu i kiedy wychodził na boisko, wydawało się, że wyżsi o pół metra i masywniejsi o dwadzieścia kilogramów obrońcy unicestwią go w pierwszym kwadransie.

A Buncol nie tylko im się wymykał, ale strzelał bramki. I to takie, które miały ogromne znaczenie. W meczu eliminacyjnym z NRD skoczył wyżej niż mocarni obrońcy, karmieni pieczywem z laboratorium. A z Peru na mundialu trafił pod poprzeczkę.

Co łączy Roberta Lewandowskiego z Andrzejem Buncolem?

Robił to, bo umiał. Był świetny technicznie, bardzo szybki i myślał na boisku. Analizował, co się może stać za kilka sekund i gdzie w tej sytuacji warto być. Wbrew temu co można sądzić, oglądając mecze ekstraklasy, umiejętność gry w piłkę nie polega wyłącznie na panowaniu nad piłką, co widać, ale i myśleniu, czego nie widać.

Zawodnik z wiekiem traci szybkość, ale nie technikę, a zyskuje doświadczenie, czyli właśnie umiejętność analizy. Podobieństwo Lewandowskiego do Buncola kończy się, kiedy weźmie się pod uwagę ich odbiór w oczach kibiców. W Buncola długo nie wierzono, więc każde jego wyjątkowe zagranie przyjmowano jako coś nadzwyczajnego.

Czytaj więcej

Piękność nocy. Robert Lewandowski pisze historię i ratuje Barcelonę

W Lewandowskiego wierzymy od ponad dziesięciu lat, oczekując wciąż od niego czynów zarezerwowanych dla herosów. On, jako pierwszy polski piłkarz, wszedł na Kilimandżaro i zaczął leczyć Polaków z kompleksów. Jednak to nie może trwać wiecznie.

To dlatego mecze udane przeplatają się z nieudanymi, coraz więcej obrońców wie, jak Polaka zatrzymać, i coraz więcej młodych piłkarzy depcze mu po piętach, z nadzieją na zajęcie jego miejsca.

W Lewandowskiego wierzymy od ponad dziesięciu lat, oczekując wciąż od niego czynów zarezerwowanych dla herosów. Jednak to nie może trwać wiecznie

Dziennikarze i autorzy tekstów (bo to jednak nie jest to samo) piszą więc w internecie na zmianę, w rytmie meczów, że albo „Lewy” już się skończył, albo jeszcze nie, choć koniec już widać. Informują, co mówi szatnia, trybuny Camp Nou (a teraz Montjuic), jak go odbiera hiszpańska prasa i kibice, podzieleni na barcelonistas i madridistas.

Można się w tym wszystkim pogubić i, prawdę mówiąc, nie warto tego czytać. Lepiej oglądać, ciesząc się, jak Robertowi Lewandowskiemu udało się spełnić kolejne marzenie. Bo było na co patrzeć.

Jan Urban i Roman Kosecki. Kiedyś Polacy też byli bohaterami w lidze hiszpańskiej

Przypomina się w związku z tym hat trick Jana Urbana, który 34 lata temu, w barwach Osasuny Pampeluna wbił trzy bramki Realowi na jego stadionie. Ale warto też przypomnieć Romana Koseckiego. On z kolei, jako zawodnik Atletico Madryt, strzelił dwie bramki Barcelonie, w zwycięskim meczu 4:3, mimo wyniku 0:3 do przerwy. Wtedy „Kosa” był takim bohaterem, jak „Lewy” dziś. Kibice znosili na rękach jego i jego ówczesnego partnera, a dziś trenera Diego Simeone.

Mogli tego doświadczać inni Polacy, ale nie było im dane. Po meczach Polska - Hiszpania w roku 1959 Barcelona chciała kupić Lucjana Brychczego. Po meczu w drużynie Europy w Bazylei Real złożył ofertę Włodzimierzowi Lubańskiemu. Po mistrzostwach świata w RFN do Warszawy przyjechali działacze Realu namawiać Kazimierza Deynę na przeprowadzkę do Madrytu.

Czytaj więcej

Barcelona - Valencia. „Zbawca Robert Lewandowski”. Hiszpańska prasa o hat tricku Polaka

Nie pozwolono im na wyjazd, więc w jakimś stopniu komuniści, hołubiąc takich piłkarzy w Polsce, blokowali im prawdziwe kariery na Zachodzie. Można powiedzieć, że trzema golami w Barcelonie Robert Lewandowski przypomniał o dwudziestej rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej, która szczęśliwie wyklucza wszelkie granice i bariery.

A z drugiej strony - słabo. Na te trzy bramki trzeba było czekać do drugiej połowy, w dodatku to jest dopiero jego pierwszy hat trick w La Liga. W Bundeslidze uzbierał ich szesnaście. Dawniej na strzelenie pięciu goli Wolfsburgowi potrzebował dziewięciu minut. Realowi w Lidze Mistrzów wbił cztery. A dziś? Lewandowski się kończy. Ale przynajmniej ogląda się to przyjemnie.

Gdybym nie miał swojego rozumu i telewizora, a dawał wiarę wyłącznie informacjom ze stron internetowych, byłbym zdezorientowany jak „maleńki Buncol na polu karnym przeciwnika”, co z lubością powtarzał Jan Ciszewski.

Młodszym czytelnikom należy wyjaśnić, że Andrzej Buncol to był podstawowy pomocnik reprezentacji Polski, która w roku 1982 zajęła trzecie miejsce na mundialu. Tyle, że niemal każdemu jego występowi towarzyszyło zwątpienie i niedowierzanie. Wynikały z faktu, że Buncol miał metr pięć w kapeluszu i kiedy wychodził na boisko, wydawało się, że wyżsi o pół metra i masywniejsi o dwadzieścia kilogramów obrońcy unicestwią go w pierwszym kwadransie.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Mecz bez historii, Robert Lewandowski bez gola. Barcelona bliżej wicemistrzostwa
Piłka nożna
Kolejny sezon Ligi Mistrzów. Piraci wzięli kurs na Europę
Piłka nożna
Czy będzie grupowy coming-out w zawodowej piłce nożnej?
Piłka nożna
Czy Manchester United i Chelsea zagrają w europejskich pucharach?
Piłka nożna
Kto poprowadzi największe kluby w przyszłym sezonie? Ruszyła karuzela nazwisk