Zgodnie z planem Stalina z terytoriów tych miały zostać brutalnie wyrugowane wszelkie polskie wpływy i w ten sposób ostatecznie pogrzebana miała zostać – zwalczana przez Rosję, a później przez Sowiety – idea wielonarodowej Rzeczypospolitej.
Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"
Aby odseparować od siebie tworzące ją niegdyś narody, Stalin zdecydował się sięgnąć po swoje wypróbowane metody – masowe przesiedlenia i deportacje ludności. Przesuwał na mapie już nie tylko państwa, co w historii świata się wcześniej zdarzało, ale całe nacje. I tak, gdy jeszcze trwały walki na froncie z Niemcami, z „wyzwolonych" ziem wschodnich II RP na Zachód już zaczęły płynąć pierwsze pociągi z Polakami.
Rozpoczęły się tak zwane repatriacje, których ofiarą tylko w pierwszych latach po wojnie padło blisko dwa miliony Polaków. Już sam termin – jak zresztą cały sowiecki język – był perfidny i zakłamany. Repatriacja, zgodnie ze słownikową definicją, to bowiem „powrót do kraju ojczystego osób, które wskutek różnych przyczyn niezależnych od siebie znalazły się poza jego granicami".
Tymczasem Polacy z Wilna, Nowogródka, Grodna, Pińska, Łucka, Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola i tysięcy innych miast, miasteczek, wsi, chutorów i przysiółków ziem wschodnich byli wyrzucani właśnie ze swojej ojczyzny. Z ziemi, na której ich rodziny mieszkały często od setek lat. Te formalnie „dobrowolne" wysiedlenia odbywały się zaś często w warunkach urągających wszelkim cywilizowanym standardom.