Nasi piłkarze ręczni szanse na udział w rundzie głównej zaprzepaścili już wcześniej, bo wysoko przegrali z Norwegami (21:32) oraz Słoweńcami (25:32). To nie był jednak mecz bez stawki, bo wynik miał wpływ na miejsce, które ostatecznie zajmą Polacy w mistrzostwach Europy, co z kolei ma znaczenie dla rozstawienia podczas losowań kolejnych takich imprez. Rywale wciąż teoretycznie mogli awansować, ale szanse te były jedynie matematyczne.
Nie brakowało przed meczem głosów, że Farerowie — choć szyldem nie straszą - byli wręcz faworytem, skoro Słoweńcom postawili się mocniej niż Polacy (29:32), a dwa dni później zremisowali z Norwegami (26:26). Kibice śledzący piłkę ręczną rzadko mogli się zachwycać błyskotliwością 21-letniego środkowego Eliasa Skipagotu z THW Kiel, ale nie tylko, bo większość jego kolegów to także szczypiorniści solidni, zbierający doświadczenie w lidze duńskiej.
Czytaj więcej
Polacy przegrali dwa pierwsze mecze mistrzostw Europy i wracają do domu. Zmieniają się selekcjonerzy, a drużyna wciąż stoi w miejscu.
Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. Jak Polacy uratowali twarz
Mecz od początku był wyrównany. Rywali niósł doping, bo do Berlina dotarł do dziesiąty mieszkaniec 50-tysięcznego państwa,. Grę drużyny z Wysp Owczych napędzał zaś Skipagotu, który — gdyby jego reprezentacja awansowała do fazy głównej — byłby zapewne wśród kandydatów do najlepszej siódemki turnieju. Zdarzały się akcje, gdy mijał naszych obrońców tak, jakby zapuścili korzenie. Mecz rozpoczął od pięciu goli w dziewięć minut.