W czwartek wieczorem w drugim meczu mistrzostw Europy reprezentacja Polski grała w Poniewieży z Litwą, gospodarzem turnieju. Takie mecze to tutaj coś więcej niż zwykła sportowa rywalizacja. Koszykówka, po piłce nożnej najpopularniejsza gra zespołowa na świecie, na Litwie jest drugą religią. Sukcesy koszykarzy rozsławiały ten niewielki nadbałtycki kraj jeszcze przed II wojną światową. Litwini zdobyli złote medale mistrzostw Europy w 1937 roku na Łotwie i u siebie w 1939 roku.

Skąd się wzięły sukcesy, które zapoczątkowały wielką tradycję? Impuls dał znakomity koszykarz Frank Lubin, nazywany dziś „dziadkiem litewskiej koszykówki". Mieszkał w Stanach Zjednoczonych, ale miał litewskie korzenie. Grał na pozycji środkowego. Jako reprezentant USA zdobył w Berlinie złoty medal olimpijski. Gdy wrócił do Hollywood, gdzie pracował przy produkcji filmów, już tam na niego nie czekano. Zarzucono mu, że startował w nazistowskiej olimpiadzie. Stracił pracę. Pod koniec 1936 roku wrócił do kraju przodków. Już jako Pranas Lubinas pomógł litewskiej reprezentacji wygrać dwukrotnie mistrzostwa Europy. Drugi tytuł, wywalczony u siebie w nowej hali w Kownie cały kraj przyjął jako narodowe zwycięstwo.

W czasach Związku Radzieckiego koszykówka była najważniejszym sportem na Litwie. W reprezentacji ZSRR zawsze grało trzech, czterech Litwinów. Kluczowymi zawodnikami „sbornej", która na igrzyskach w Seulu (1988) zdobyła złoty medal, byli Arvydas Sabonis, Sarunas Marciulionis, Rimas Kurtinaitis i Valdemaras Chomicius.
„W Kraju Rad żyło ponad 200 milionów ludzi, a nas Litwinów było trzy miliony — mówi Tomas Pacesas, były reprezentant Litwy, dziś trener Asseco Prokomu Gdynia, który na Eurobaskecie w Poniewieży jest ekspertem telewizji. Te liczby mówią same za siebie. Litwini po prostu kochają koszykówkę, a jak się coś kocha, to można grać tylko bardzo dobrze. Mamy charakter i chęć do walki oraz doskonałych trenerów, nie tylko tych zajmujących się koszykówką profesjonalną, ale przede wszystkim pracujących z młodzieżą".

Konsekwencją były sukcesy reprezentacji Litwy już po odzyskaniu niepodległości: brązowe medale trzech kolejnych igrzysk olimpijskich (1992, 1996, 2000), srebrny (1995), brązowy (1997) i złoty (2003) mistrzostw Europy i ostatni sukces: trzecie miejsce w ubiegłorocznych mistrzostwach świata.

Koszykówka na Litwie wszędzie ma zwolenników - od prezydenta po szarego człowieka. Największy litewski dziennik „Lietuvos Rytas" jest właścicielem koszykarskiego klubu w Wilnie. W stolicy kraju wzniesiono pomnik ...koszykówki, a na Eurobasket 2011, tak jak przed mistrzostwami w 1939 roku, Kowno otrzymało nową halę mogącą pomieścić 15 tysięcy widzów. Od 14 do 18 września odbędzie się tam faza finałowa turnieju.
Wszystkie bilety na każdą z aren mistrzostw przeznaczone dla litewskich kibiców zostały wykupione już pierwszego dnia sprzedaży. Eurobasket 2011 jest największą w historii imprezą sportową organizowaną u naszych sąsiadów. Gospodarze przystali na sugestię FIBA Europe i zgodzili się w ubiegłym roku powiększyć liczbę drużyn uczestniczących w finałowym turnieju z 16 do 24. Nawet jeśli był to element porozumienia, w myśl którego Litwa (dopiero 11. w mistrzostwach Europy 2009) otrzymała w zamian dziką kartę na mistrzostwa świata 2010, to są z tego zadowoleni wszyscy, łącznie z naszą reprezentacją, która - po przegranych kwalifikacjach - dostała się dzięki temu na mistrzostwa na Litwie. Dzisiaj mistrzostwami na Litwie żyje cały kraj. Widać je wszędzie - od przyozdobionej olbrzymim podświetlanym nocą koszem na słynnej wieży telewizyjnej w Wilnie po imitujące obręcz i tablicę ...pisuary w toaletach hali w Poniewieży z mobilizującym napisem „bądź skuteczny, trafiaj". W sklepach sprzedaje się cukierki w kształcie koszykarskiej piłki i zestawy do tenisa stołowego z piłeczką koloru ...pomarańczowego w paski. Samochody i rowery jeżdżą po ulicach z litewskimi flagami, niemal w każdej witrynie sklepowej można znaleźć koszykarskie akcenty. Reprezentacja Litwy dlatego gra w Poniewieży, że do tego ponad 100-tysięcznego miasta najbliżej z każdego zakątka kraju spośród czterech aren pierwszej fazy turnieju (inne to Szawle, Olita i Kłajpeda) i jest tu najpojemniejsza, nie licząc Wilna i Kowna, hala, mogąca pomieścić ponad sześć tysięcy widzów. Na meczach reprezentacji gospodarzy wypełnia się po brzegi. Spotkanie Litwy z Wielką Brytanią z pierwszego rzędu trybun, ubrany w koszulkę w narodowych barwach, oglądał legendarny Arvydas Sabonis, dziś prezes honorowy Żalgirisu Kowno, który jesienią będzie się ubiegał o stanowisko szefa litewskiej federacji koszykówki.

Emocji było sporo. Litwini pokonali Wielką Brytanię 80:69 dopiero dzięki wspaniałej serii rzutów z dystansu w ostatniej kwarcie. W całym spotkaniu trafili 10 z 17 „trójek". „Czy obawiam się następnego meczu z Polską? Nie boimy się nikogo, ale do każdego rywala podchodzimy z respektem. Polacy pokazali przeciwko Hiszpanii, że są dobrym zespołem. To są mistrzostwa Europy, w takich turniejach nie ma słabych drużyn. Dlatego trzeba się mocno koncentrować przed każdym spotkaniem" - mówł trener reprezentacji gospodarzy Kestutis Kemzura Na to samo pytanie Ksistof Lavrinovic, pamiętający porażkę z Polakami we Wrocławiu 86:75 przed dwoma laty, odpowiedział: „Tak boimy się, Polacy do silna drużyna", i pobiegł do szatni. Czy był to żart czy obawa na serio, miał przesądzić mecz w czwartkowy wieczór. Do tego momentu Polska i Litwa w kwalifikacjach bądź finałowych turniejach mistrzostw Europy spotykały się sześciokrotnie. Cztery razy wygrywali Litwini (ostatnio 76:55 w meczu o miejsca 5-8 w Barcelonie), dwukrotnie Polacy (oprócz Wrocławia - 88:69 w 1996 roku w Białymstoku w kwalifikacjach ME).

Marek Cegliński z Poniewieży