Zygmunt II August – ostatni z Jagiellonów

Ostatni Jagiellon wziął pierwsze imię po ojcu, drugie na cześć miesiąca, w którym przyszedł na świat. Ale jego matka traktowała je jako symbol i zapowiedź, że przyszłość i rządy syna potoczą się jak w przypadku Oktawiana Augusta – pierwszego cesarza Rzymu.

Publikacja: 08.05.2024 17:44

„Zygmunt August z Barbarą na dworze radziwiłłowskim w Wilnie” – obraz Jana Matejki z 1867 r.

„Zygmunt August z Barbarą na dworze radziwiłłowskim w Wilnie” – obraz Jana Matejki z 1867 r.

Foto: Muzeum Narodowe w Warszawie / Wikipedia.org

Następca Zygmunta I wzrastał w niezwykłych warunkach i otoczeniu, nawet jak na królewskiego syna. Osobami, które najczęściej widywał, były matka i siostry oraz panny z fraucymeru Bony, trzynaście urodziwych Włoszek. Królowa osobiście wybierała dla niego nauczycieli. Jednym z nich został Sycylijczyk Silvius Siculus Amatus, duże zasługi na polu kształcenia królewicza położył ochmistrz Piotr Opaliński. Bona nie życzyła sobie, aby wpływ na syna miał ktokolwiek z opozycji. Jej wybór był kontestowany, ale próby zmiany Amatusa i kilku jego włoskich pomocników nie powiodły się. Jednak – jak stwierdził Stanisław Cynarski, biograf króla piszący w ubiegłym wieku – „wbrew zarzutom o zaniedbanie edukacji królewicz posiadał wcale rozległą wiedzę z zakresu nauk humanistycznych, a także geometrii i przyrody. Świetnie opanował sztukę przemawiania i pisania listów. Wielokrotnie podkreślano jego dobrą znajomość łaciny oraz języka włoskiego i niemieckiego”. I dodał: „Duży wpływ na rozwój jego zainteresowań intelektualnych miał fakt, że dorastał w atmosferze renesansowego dworu Zygmunta I i Bony. Widział rozbudowę zamku królewskiego na Wawelu, wznoszenie kaplicy Zygmuntowskiej w katedrze. Przy nim toczyły się rozmowy o sztuce i rozwiązaniach architektonicznych. To wszystko musiało wywierać wpływ na jego wrażliwą naturę i budzić zainteresowanie sztuką”. Jednocześnie jednak mieszkał na Wawelu w niedużej komnacie – on, który jako dziesięciolatek został podniesiony do godności wielkiego księcia Litwy i króla Polski! Bardzo możliwe, że również ten fakt w jakiś sposób zwichnął jego spojrzenie na świat.

Uległy wobec zaborczej matki – królowej Bony

Marek Ferenc zauważył: „Zygmunt August miał wszystko, a otoczenie traktowało go z uniżonością. Wiedział też od dzieciństwa, że jest kimś wyjątkowym, innym niż ludzie, z którymi się styka. Taka sytuacja rodzi samotność”. Zapewne była ona tym większa, że przez całe dzieciństwo, do około piętnastego roku życia, pozostawał pod niemal zupełną kontrolą matki. Jednak również wtedy, kiedy był już młodym mężczyzną, trudno było mu wyjść z jej głębokiego cienia. Chorobliwa wręcz nadopiekuńczość Bony z pewnością po części miała związek z nieszczęsnym zdarzeniem podczas polowania, kiedy utraciła ciążę i drugiego z synów. Królowa żyła w ciągłej obawie o życie Augusta. W połowie 1543 roku Marsupin postawił ponurą diagnozę: „Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak się boi Bony, matki swojej”, przy czym pisał to w tym samym roku, w którym Zygmunt August po raz pierwszy stanął na ślubnym kobiercu! To dla każdego byłby fatalny bagaż na resztę życia. Zrzucenie z siebie gorsetu zahamowań, lęków, męczących wspomnień nie mogło być łatwym zadaniem. I zapewne nie powiodło się do końca bez pozostawienia śladów w psychice króla.

Czytaj więcej

Obraz pełen tajemnic: Zjawa Barbary Radziwiłłówny

Dopiero w połowie lat czterdziestych Augustowi udało się wyzwolić spod dokuczliwego, obezwładniającego wpływu matki. Fakt ten łączył się z objęciem przez niego samodzielnych rządów na Litwie; przestrzeń dzieląca Kraków od Wilna zastąpiła najlepszego terapeutę i pozwoliła młodemu mężczyźnie odetchnąć wreszcie pełną piersią. Zachłysnął się wolnością i niczym niedojrzały sztubak nazbyt długo pozbawiony samodzielności korzystał z niej na różne sposoby. Ważne miejsce zajmowały w jego życiu kochanki, z którymi miał do czynienia już od wielu lat. Prawdopodobnie już wówczas, jako kilkunastoletni chłopiec, mógł być zarażony chorobą weneryczną. Całkiem niewykluczone, że rękę przyłożyła do tego matka, która z dość powszechną ówczesną praktyką ułatwiła mu seksualną inicjację, podsuwając mu atrakcyjne dwórki. Jest nawet znane nazwisko jednej z nich – Diana di Cordona – która jako jedna z pierwszych miała zostać kochanką młodziutkiego Zygmunta.

Któregoś letniego dnia w 1543 roku życie króla uległo zmianie. Za sprawą obdarzonej zjawiskową urodą dwudziestokilkuletniej Barbary Radziwiłłówny (data jej urodzin jest osadzana pomiędzy 1520 a 1523 rokiem), wdowy po wojewodzie trockim Stanisławie Gasztołdzie, uderzył go grom miłości. Nagle, z ogromną siłą i pozostawiając trwały ślad na resztę życia. To była miłość od pierwszego wejrzenia, trochę podobna do tej, której uległ Jagiełło, oddając serce Elżbiecie Granowskiej. Jednak o wiele silniejsza i czyniąca z Zygmunta Augusta niemal bezwolnego niewolnika. Wielu współczesnym dało to asumpt do twierdzeń, że Barbara użyła do tego diabelskich sztuczek i bez wątpienia musiała mieć konszachty z szatanem. Czasami można spotkać twierdzenia, że wśród najsłynniejszych romansów w historii Polski właśnie ten, ostatniego Jagiellona z Barbarą Radziwiłłówną, wiedzie zdecydowany prym, pozostawiając w tyle Sobieskiego i sławną Marysieńkę oraz wielkiego księcia Konstantego i hrabiankę (później księżną łowicką) Joannę Grudzińską. Kwestia dyskusyjna, ale bezdyskusyjne pozostaje to, że żarem uczucia, jakim związało się tych dwoje, z łatwością można byłoby obdzielić wiele innych udanych i trwałych związków. A także ilością skandali, pomówień, niewybrednych komentarzy i brutalnych ataków, które najpierw ich romansowi, a później małżeństwu towarzyszyły. Przy czym głównie skrupiały się one na Barbarze, która bywała nazywana „wielką nierządnicą litewską”.

Śmierć Elżbiety Habsburżanki – pierwszej żony Zygmunta Augusta

Kiedy się poznali, Zygmunt August był świeżo owdowiały po śmierci żony Elżbiety Habsburżanki. Ich ślub – jak wspomniano – odbył się w 1543 roku, gdy dziewczyna miała siedemnaście lat, ale już jako kilkulatka została przeznaczona Zygmuntowi na mocy układu przedślubnego. Ferdynand I Habsburg, arcyksiążę Austrii, król niemiecki i przyszły cesarz (od 1556 roku), wydał swoją córkę za następcę polskiego tronu zgodnie z panującą na dworze Habsburgów maksymą, że realizację celów politycznych mogą zapewnić udane związki małżeńskie, a nie wojna. Ostatecznie ta maksyma doprowadziła ich do potęgi i władzy nad ogromną częścią Europy, ale miała też swoje złe strony, gdyż często dochodziło do związków pomiędzy bliskimi sobie, spokrewnionymi osobami, co pozostawiło ślad w wyglądzie Habsburgów i odbiło się na zdrowiu wielu przedstawicieli rodu. Była w ich gronie także Elżbieta, cierpiąca na ostrą postać epilepsji, której napady budziły w Zygmuncie odrazę. Trudno się zatem dziwić, że ich pożycie od samego początku nie było udane. Jeden z cesarskich dyplomatów donosił, że Elżbieta długimi tygodniami nie dzieli łoża z mężem i „takiej wzgardy i upokorzenia doznaje”.

Młody król niemal demonstracyjnie i bez skrupułów zaniedbywał młodziutką żonę. Wykorzystując jako pretekst zarazę, wyjechał na Litwę, a ona pozostała w Krakowie – przerażona, nieznająca języka i otoczona obcymi ludźmi, a przede wszystkim czująca głęboką niechęć teściowej, obarczającej ją winą za niemożność zajścia w ciążę. Nieumiejętność porozumiewania się po polsku jest o tyle zaskakująca, że Elżbieta, nim przybyła na Wawel, miała aż trzynaście lat na naukę! Habsburgowie, tak umiejętnie i w przemyślany sposób dbający o swoje interesy, nie pomyśleli o tej dość istotnej sprawie i wysłali w świat swój najbardziej „eksportowy towar” obarczony poważną wadą.

Zabezpieczony znaczną odległością, dającą pozór bycia niewidzialnym przed oczami świata, młody król wdał się w romans i korzystał pełnymi rękami z powabów życia. Zygmunt Stary znalazł jednak sposób, aby nawet z oddalenia poprzez zaufanych ludzi obserwować wyczyny niesfornego jedynaka, które nie dawały mu spokoju i stanowiły powód do dużego zmartwienia. Ale nie tylko jego degustowało postępowanie syna. Również dwór wiedeński potrafił podejrzeć Augusta. Wieści o niewierności małżonka Elżbiety dotarły do Ferdynanda Habsburga, który postanowił się przekonać o ich prawdziwości i skierował do Polski specjalnego wysłannika. Na Litwę udał się on w obecności Zygmunta Starego oraz Elżbiety. Do spotkania ze sprawcą zamieszania doszło w Brześciu. To nie było dla nikogo miłe wydarzenie. Staremu władcy udało się pogodzić małżonków, ale tylko pozornie; jego jedynak odegrał rolę skruszonego męża i przyrzekł solennie traktować odtąd żonę z należytym szacunkiem i poświęcać jej więcej uwagi, za co ojciec obdarował go pełnią władzy nad Wielkim Księstwem. Czyli – nadto rozbisurmaniony chłopiec w zamian za powstrzymanie się od dalszych wybryków otrzymał ulubioną zabawkę. W takich okolicznościach raczej trudno doszukiwać się szczerych intencji w zachowaniu Zygmunta Augusta. Ale tym spolegliwym, pojednawczym posunięciem jednocześnie uspokoił ojca i zasłużył sobie na jego wdzięczność oraz pozytywnie usposobił ku sobie żonę. Kiedy zaś ona pozostawała w błogim przeświadczeniu, że odzyskała mężowską miłość, i prowadziła walkę z trawiącą jej organizm chorobą, następca tronu po udzieleniu sobie krótkiej przerwy od rozrywkowego życia powrócił wnet do dawnych przyzwyczajeń. Elżbieta zmarła w połowie 1545 roku, trawiąc w sobie w ostatnich miesiącach życia upokarzającą świadomość odrzucenia przez męża i jego wiarołomności.

Miłość życia – Barbara Radziwiłłówna

Od tego momentu w życiu Zygmunta zaczęła się liczyć tylko Barbara, która wypełniła miejsce wszystkich jego dotychczasowych nałożnic, chociaż – jeśli tylko wierzyć części historyków, interpretujących wydarzenia odmiennie niż Przemysław Jędrzejewski, autor opracowania „Elżbieta Austriaczka – królowa polska i wielka księżna litewska (1526–1545)” – dopiero po upływie kilku miesięcy po śmierci Elżbiety zostali kochankami. Uwili sobie miłosne gniazdko w Knyszynie, skąd zaczęły się wydostawać na zewnątrz informacje, budząc falę wstrętnych komentarzy. Z pewnością obojgu sprawiały one ból, ale ochroną przed nim okazał się nadzwyczajny żar łączącego ich uczucia.

Czytaj więcej

Śmierć Barbary Radziwiłłówny

Po poznaniu Barbary wszelkie propozycje powtórnego ożenku z którąś z księżniczek austriackich, włoskich czy francuskich przestały Zygmunta interesować. Zalew ofert matrymonialnych nie zrobił na nim wrażenia. Żadna z panien z największych rodów Europy nie miała szansy choćby na przychylne spojrzenie polskiego króla. Nacisk otoczenia nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Miłosna chemia łącząca go z Barbarą przesłoniła mu cały świat. To dla niej znów wziął w ręce kopię i uczestniczył w turnieju rycerskim, potykając się z dworzaninem Piotrem Frikaczem i podczaszym Zygmuntem Ligęzą. Jakby zapomniał, że swego czasu w podobnych okolicznościach zadał śmiertelne rany rywalizującemu z nim Ilii Ostrogskiemu i jakby zupełnie nie brał pod uwagę tego, że wystawia na szwank własne królewskie życie i los dynastii. Kiedy zaś dowiedział się o ciąży ukochanej, tląca się w głowie Zygmunta myśl o ślubie przybrała postać niezłomnej decyzji. Teraz już nic go nie było w stanie od niej odwieść. Ani ogromna i na każdym kroku okazywana niechęć Bony, ani zachowanie dostojników państwowych i najbliższego otoczenia, ani tym bardziej dochodzące zewsząd i boleśnie dotykające go kalumnie. Im większą presję wywierano na króla, aby zrezygnował z własnego szczęścia, tym mocniej utwierdzał się w zamiarze poślubienia Barbary. W opinii Stanisława Cynarskiego, „Było w tym uczuciu wiele z ideałów miłości doby rycerzy i trubadurów”.

W końcu Zygmunt August dopiął swego, ale nie stało się to tak, jak sobie wymarzył. Uroczystość odbyła się na dworze Radziwiłłów, z którego można się było przedostać do pobliskiego zamku dzięki przejściu wybitemu w murze i którędy również przemykała się do niego Barbara na miłosne igraszki. Odbywały się one w komnacie wyposażonej w przemyślnie poustawiane lustra; zważywszy na erotyczne temperamenty kochanków, zapewne odgrywały one istotną rolę podczas tych spotkań. Prawdopodobnie ślub odbył się nocą i w ścisłej tajemnicy. Niewykluczone też, że o jego przyspieszenie zadbali Radziwiłłowie, Mikołaj zwany Rudym i Mikołaj zwany Czarnym, rodzony i stryjeczny brat wybranki Zygmunta Augusta, oraz posądzana o rajfurzenie matka Barbary, aranżując złapanie zakochanej pary na „gorącym uczynku”. Ponad sto lat później Jan Sobieski w podobnej atmosferze miał zawierać swój pierwszy, nieoficjalny związek małżeński ze słynną, kochaną do szaleństwa Marysieńką.

Wieść o ślubie, a później o koronacji Barbary, do której Zygmunt August doprowadził swoim uporem w końcu 1550 roku, wzburzyła opinię publiczną, w największym stopniu arystokrację i krąg osób zbliżonych do dworu. Wybuchł skandal. Cynarski napisał: „Nie chciano się pogodzić z tym, że na tronie polskim po ogólnie poważanej Elżbiecie z cesarskiego rodu zasiadła osoba nieciesząca się dobrą opinią. Zapewne wyolbrzymiająca wiele faktów plotka, a także zła opinia starszej siostry Anny i matki wpłynęły na to, że w paszkwilach przypisywano Barbarze nie tylko kilkunastu kochanków, ale i inne wszeteczeństwa z czarami włącznie”. Bona, która wypowiadała się o niej jedynie źle, przypisywała niechcianemu małżeństwu przyspieszenie zgonu męża.

Zygmuntowi Augustowi nie było pisane zbyt długo cieszyć się żoną. Jej zdrowie już od pewnego czasu bardzo poważnie szwankowało. Zimą 1551 roku „tak wychudła, że jedno kości zostały”. Gasła i nic nie mogło tego zmienić. Zapewne nie bez znaczenia była też otaczająca ją aura nienawiści. Król imał się różnych sposobów, w których upatrywał możliwość uratowania żony. Rozczarowany bezradnością lekarzy w zupełnej desperacji zaczął odwoływać się do czarów; na jego prośbę Radziwiłłowie mieli przysłać „babę od odczyniania”. Dla pewności przysłali kilka, ale ich zabiegi nie przyniosły chorej odczuwalnej ulgi.

W końcu marca Bona wyciągnęła rękę do zgody z synem, ale ten ją odrzucił. Wysłannika królowej matki, franciszkanina Franciszka Lismanina, przyjęła natomiast Barbara, która na chwilę potrafiła na tyle okiełznać ból, że o własnych siłach wstała z łóżka, aby przywdziać szaty. Jak w „Pismach historycznych” stwierdza dziewiętnastowieczny pisarz i publicysta Michał Baliński, posłaniec teściowej miał wypowiedzieć zdanie, które choć padło bardzo późno, powinno przynieść Barbarze satysfakcję: „Królowa starsza, pani moja, waszą królewską miłość za córkę swą i synową najmilszą uznać i uczcić pragnie”. Ale nie w pełni tak się stało. Nie dość, że Lismanin przemawiał po łacinie, której Barbara nie znała, to na dodatek z osłabienia omdlała i nie doczekała pełnego tłumaczenia, co mogłoby przynieść jej satysfakcję. Nawet w tak dramatycznej sytuacji, kiedy umierająca synowa zasługiwała już tylko na współczucie, do głosu musiała dojść wrodzona Bonie złośliwość i zapiekła niechęć do Barbary.

Śmierć Barbary – koniec dynastii Jagiellonów

Władca do końca nie chciał się pogodzić z myślą, że Barbara umiera. Każdą oznakę jej odrobinę lepszego samopoczucia, każdy przeznaczony dla niego półuśmiech traktował jako objaw poprawy i odwrotu choroby. Dziwiono się jego zachowaniu oraz niezwykłej miłości i empatii wobec żony. Przebąkiwano o nieczystych mocach i czarach rzuconych na króla.

W ostatnich dniach życia Barbara chciała jechać do Niepołomic. Król nakazał rozbić mur przy bramie Floriańskiej, aby swobodnie mogła tamtędy przejechać specjalnie skonstruowana dla Barbary lektyka. Zrobiłby dla niej wszystko, ale było już zbyt późno na cokolwiek. Królowa odeszła wieczorem 8 maja 1551 roku. Do końca była przytomna. Zygmunt August po jej śmierci jakby stracił poczucie czasu i rzeczywistości. Chociaż pogodził się z bolesnym faktem i przyjął go jako wolę Bożą, całymi dniami i nocami trwał w rozpaczy przy jej trumnie. Już do śmierci bardzo rzadko miał zdejmować z siebie czarny ubiór przywdziany zaraz po zgonie ukochanej żony, a na jego twarzy niemal zawsze gościł smutek. Wyjątkiem były chwile, kiedy zażywał rozkoszy w ramionach kolejnych kochanek, ale nawet one musiały mu przypominać z wyglądu Barbarę.

Zygmunt podjął zresztą szaloną próbę jej przywołania z zaświatów, w czym miał dopomóc mu mistrz sztuk tajemnych, niejaki Jan Twardowski, uwieczniony przez Kochanowskiego lekarz i mag przebywający na dworze królewskim w latach 1565–1573. Istnieje też odmienna wersja, wedle której to nie Twardowski, ale czarownica z Błonia – „Wielki Ożóg” – miała spełnić marzenie króla i spowodować pojawienie się zjawy Barbary. Pozostał na ten temat rękopis z 1573 roku. Jak w książce „Barbara Radziwiłłówna i Zygmunt August” napisał Jerzy Besala: „Król na widok ukochanej krzyknął z radości i rzucił się ku niej, ale w tym momencie zgasła świeca i Barbara zniknęła”. Epizod ten został przedstawiony na kilku płótnach znanych polskich malarzy, na czele z Matejką. Podobno za całą sprawą z wywoływaniem ducha królowej stali królewscy dworzanie Jerzy i Mikołaj Mniszchowie, a rolę powracającej z zaświatów Barbary Radziwiłłówny odegrała bardzo do niej podobna Barbara Giżanka, w bliskiej przyszłości kochanka króla. Już ostatnia.

Barbara Radziwiłłówna zgodnie ze swoją ostatnią wolą spoczęła w ukochanym Wilnie. Nie chciała być pogrzebana w Krakowie, gdzie spotkało ją tak wiele przykrości. Radziwiłłowie nalegali jednak na władcę, aby została pochowana na Wawelu. Rudy pisał do niego: „Przebóg! Połóż ciało jej tamże […] między ciała innych królów, aby ludzie nie mówili, że ją wyrzucono s korony precz, iż nie byłą godna leżeć między tymi koronowanymi pany”. Bez wątpienia nie tylko zależało im na uczczeniu krewnej, ale mieli także na uwadze, może w jeszcze większym stopniu, zabezpieczenie interesu rodziny i własnego bezpieczeństwa. Świadczą o tym słowa Mikołaja Radziwiłła Rudego, który prosił króla, aby nie wystawił Radziwiłłów „na pohańbienie nieprzyjaciołom naszym, a p. Bóg to w. k. m. płacić będzie stokrotnie”. Dobrze wiedział, że mogą stać się celem niewybrednych ataków ze strony innych rodów, zazdrosnych o wcześniejsze wywyższenie rodziny, z której wywodziła się królowa. Tym bardziej mogło się tak stać, gdyż już wówczas – aby zacytować słowa Besali – wielu uważało, że Barbara jest „diablicą-nierządnicą ukrytą za pięknymi perłami i czarami, która doprowadziła Zygmunta Augusta do utraty instynktu politycznego, a dynastię Jagiellonów do biologicznego kresu”. Takie akurat koneksje mogły stać się źródłem trudnych do przewidzenia kłopotów.

materiały prasowe

Fragment książki Sławomira Leśniewskiego „Jagiellonowie. Złoto i rdza”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Następca Zygmunta I wzrastał w niezwykłych warunkach i otoczeniu, nawet jak na królewskiego syna. Osobami, które najczęściej widywał, były matka i siostry oraz panny z fraucymeru Bony, trzynaście urodziwych Włoszek. Królowa osobiście wybierała dla niego nauczycieli. Jednym z nich został Sycylijczyk Silvius Siculus Amatus, duże zasługi na polu kształcenia królewicza położył ochmistrz Piotr Opaliński. Bona nie życzyła sobie, aby wpływ na syna miał ktokolwiek z opozycji. Jej wybór był kontestowany, ale próby zmiany Amatusa i kilku jego włoskich pomocników nie powiodły się. Jednak – jak stwierdził Stanisław Cynarski, biograf króla piszący w ubiegłym wieku – „wbrew zarzutom o zaniedbanie edukacji królewicz posiadał wcale rozległą wiedzę z zakresu nauk humanistycznych, a także geometrii i przyrody. Świetnie opanował sztukę przemawiania i pisania listów. Wielokrotnie podkreślano jego dobrą znajomość łaciny oraz języka włoskiego i niemieckiego”. I dodał: „Duży wpływ na rozwój jego zainteresowań intelektualnych miał fakt, że dorastał w atmosferze renesansowego dworu Zygmunta I i Bony. Widział rozbudowę zamku królewskiego na Wawelu, wznoszenie kaplicy Zygmuntowskiej w katedrze. Przy nim toczyły się rozmowy o sztuce i rozwiązaniach architektonicznych. To wszystko musiało wywierać wpływ na jego wrażliwą naturę i budzić zainteresowanie sztuką”. Jednocześnie jednak mieszkał na Wawelu w niedużej komnacie – on, który jako dziesięciolatek został podniesiony do godności wielkiego księcia Litwy i króla Polski! Bardzo możliwe, że również ten fakt w jakiś sposób zwichnął jego spojrzenie na świat.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Polska na światowej liście UNESCO. Podwójny cud w życiu Krzysztofa Pawłowskiego
Historia Polski
Zmarła "Niuśka", ostatnia "dziewczyna z Parasola", weteranka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Nie żyje Zofia Czekalska "Sosenka", bohaterka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Przy stoliku w Czytelniku
Historia Polski
Skąd się wzięła biało-czerwona szachownica lotnicza? Zawdzięczamy ją przypadkowi