Sprawa Bartłomieja Misiewicza, czyli rzecz o arogancji władzy

Dobra pamięć jest przekleństwem słoni – i osób zajmujących się polską polityką.

Aktualizacja: 08.02.2017 14:07 Publikacja: 08.02.2017 10:16

Sprawa Bartłomieja Misiewicza, czyli rzecz o arogancji władzy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

- Polska polityka musi być inna: pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność, a przede wszystkim słuchanie obywateli. To zasady, którymi będziemy się kierować, koniec z arogancją i pychą – przekonywała w listopadzie 2015 roku obejmująca tekę premiera Beata Szydło. Ucieszyłem się: nie lubię aroganckiej władzy, bo ta – posiadając nade mną rozliczne przewagi w siłach i środkach, którymi dysponuje – potrafi być uciążliwa. Niestety dziś czuję się zaniepokojony, bo najwyraźniej nie do końca zrozumiałem myśl premier Szydło. A wszystko przez tą pamięć.

Rok 2010: Asystent ówczesnego szefa MSZ Maciej Zegarski podczas wizyty w Afganistanie pozuje do zdjęcia w hełmie, na który naciągnięte są damskie stringi. Zegarski ma wówczas 28 lat – cóż młodość musi się wyszumieć. Ale nie musi robić tego w wielkiej polityce. 28-latek próbuje się bronić, ale ostatecznie przeprasza, przyznaje, że musi ponieść konsekwencje i odchodzi.

W tym samym czasie media ujawniają, że w gronie doradców ministra Sikorskiego jest 23-letnia Maya Rostowska, córka ówczesnego wicepremiera Jacka Rostowskiego. O Mai robi się głośno, bo również jest fanką oryginalnych zdjęć – na jednym z nich pozuje przy plakatach z apelem o niezbyt rycerskie traktowanie kobiety. Zarzuty są jednak poważniejsze: chodzi o to, że Maya Rostowska dopiero co skończyła studia w Londynie i posiadając praktycznie zerowe doświadczenie polityczne od razu znalazła sobie miejsce w gabinecie politycznym ministra. W tym wypadku honorowej dymisji nie ma, Maya pracuje w MSZ jeszcze kilka miesięcy po czym wyjeżdża uczyć się dalej do USA. Interesująco brzmi jednak odnaleziony w czeluściach internetu wpis na ten temat umieszczony na stronie internetowej tczewskiego PiS. Otóż w 2011 roku działacze tej partii zauważyli, że nie jest powodem do dumy fakt, iż w gabinecie politycznym szefa MSZ pracuje osoba, która „ledwo skończyła studia i jak wynika z oficjalnej informacji MSZ wcześniej nie miała żadnego doświadczenia zawodowego”. Wiadomo – arogancka władza.

Z kolei w 2013 roku „Rzeczpospolita” ujawniła, że ówczesnemu szefowi MSW Bartłomiejowi Sienkiewiczowi doradzają, jako członkowie jego gabinetu politycznego, 21-letni wówczas Adam Malczak i 23-letni Paweł Polak. To zaniepokoiło ówczesnego posła PiS (dziś wiceprezesa zarządu PKO BP) Maksa Kraczkowskiego, który martwił się o to, iż „zatrudnianie przez ministrów bardzo młodych doradców bez odpowiedniego postępowania kwalifikacyjnego z obejściem rozporządzenia zaniepokoił opinię publiczną z uwagi na prawdopodobne małe doświadczenie tak młodych pracowników w sprawowaniu urzędniczych funkcji”.

Nic więc dziwnego, że PiS – chcąc ukrócić arogancję władzy – zaproponował w 2012 roku likwidację gabinetów politycznych, które – jak mówił ówczesny rzecznik tej partii Adam Hofman – są „przechowalnią dla ludzi, których kompetencje nie są do końca udowodnione” i apelował, by „zamiast gabinetów politycznych w ministerstwach, powstawały gabinety stomatologiczne w szkołach”.

Rok 2017: Arogancka PO jest w głębokiej opozycji i nie może już w żaden sposób bronić owych przechowalni. Sęk jednak w tym, że nagle najwyraźniej okazały się one potrzebne. Mało tego – okazało się, że młodzi ludzie mają wiele zalet, których w 2012 roku PiS najwyraźniej nie dostrzegał. Oto bowiem szefem gabinetu politycznego MON został w 2015 roku 25-latek ze średnim wykształceniem. Mało tego – w ciągu dziewięciu miesięcy zasługiwania się przy „budowaniu zrębów i kładzeniu podwalin” – ów młody człowiek zasłużył na Złoty Medal za Zasługi Dla Obronności Kraju. Zasłużył też niewątpliwie na miejsca w radach nadzorczych PGZ czy Energi, ale złe media nie widziały jak kładł owe podwaliny, więc posad owych utrzymać nie zdołał. Na pocieszenie salutowali mu oficerowie. Stres związany z ciężką pracą odreagował zaś bawiąc się z rozmachem w klubie w Białymstoku. Owszem, może trochę zbyt ostentacyjnie. Za karę więc poszedł na urlop.

Jeśli to właśnie jest owa pokora, o której mówiła premier Szydło to przepraszam, ale rzeczywiście nie zrozumiałem. A może właśnie zrozumiałem? Bo oto sam prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłasza w „Do Rzeczy”, że czuje, iż powinien być opozycją wobec rządu. Może także jemu arogancja władzy zaczęła nieco doskwierać?  

- Polska polityka musi być inna: pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność, a przede wszystkim słuchanie obywateli. To zasady, którymi będziemy się kierować, koniec z arogancją i pychą – przekonywała w listopadzie 2015 roku obejmująca tekę premiera Beata Szydło. Ucieszyłem się: nie lubię aroganckiej władzy, bo ta – posiadając nade mną rozliczne przewagi w siłach i środkach, którymi dysponuje – potrafi być uciążliwa. Niestety dziś czuję się zaniepokojony, bo najwyraźniej nie do końca zrozumiałem myśl premier Szydło. A wszystko przez tą pamięć.

Pozostało 87% artykułu
Komentarze
Michał Kolanko: Trzaskowski wygrywa z Sikorskim. Ale dla prezydenta Warszawy łatwo już było
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Czy prawybory w KO umocniły Rafała Trzaskowskiego?
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?