Zamach, który zatrząsł krajem

Dokładnie dwadzieścia lat temu polski emigrant, zabijając czołowego polityka RPA, omal nie doprowadził do wybuchu wojny domowej

Publikacja: 10.04.2013 08:15

Janusz Waluś

Janusz Waluś

Foto: Flickr

„Na wjeździe do garażu zauważyłem toyotę corollę, której numery wcześniej miałem zanotowane i pomyślałem, że to może być samochód Haniego. Już chciałem stamtąd odjeżdżać, kiedy spostrzegłem wychodzącego z domu człowieka podobnego do Haniego i wsiadającego do samochodu. Wtedy zawróciłem i podążyłem za toyotą, która zatrzymała się przed centrum handlowym Dawn Park. Również się zatrzymałem i z niedalekiej odległości obserwowałem wychodzącego z samochodu mężczyznę. Wtedy rozpoznałem, że jest to Chris Hani. Wszedł do supermarketu i po kilku minutach wyszedł z gazetą. Wtedy zdecydowałem, że będzie to najlepszy moment do wykonania mojego zadania, a więcej taka okazja może się już nie powtórzyć. Zdecydowałem, że nie zrobię tego w centrum handlowym Dawn Park, ponieważ parking był pełen i było tam wielu ludzi. Kiedy byłem pewny, że jedzie w kierunku swojego domu wybrałem inną trasę. Dojechałem tam, a zaraz potem pojawił się Hani. Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: "Mister Hani". Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej jak to było możliwe."

Tak zeznawał Janusz Waluś, polski emigrant w Republice Południowej Afryki w 1997 roku, stojąc przed Komisją Prawdy i Pojednania.

W RPA na hasło "Polska" nikt nie pomyśli w pierwszej kolejności ani o Janie Pawle II, ani o Lechu Wałęsie, ani nawet o Grzegorzu Lacie. Tam Polakiem numer jeden jest Janusz Waluś.

Góral z Radomia

Historia zaczyna się w komunistycznej Polsce. Pochodzący z okolic Szczyrka Tadeusz Waluś wraz z żoną i dwójką synów, starszym - Witoldem i młodszym – Januszem (ur. 1953), przeprowadzili się do Radomia. Tam Tadeusz założył swój zakład produkcji kryształów. Był jednym z nielicznych wówczas „prywaciarzy" co w realiach PRLu było nie lada wyczynem. Biznesmen zatrudniał 32 pracowników, w prowadzeniu interesu pomagali mu też synowie.

Przeczytaj

wywiad z Michałem Zichlarzem

, autorem książki o Januszu Walusiu

Pasją młodszego syna, Janusza były wyścigi rajdowe. W wolnych chwilach próbował swoich sił za kierownicą, zostając nawet mistrzem polski w kategorii Fiat 127. W połowie lat 70-tych Tadeusz wraz ze starszym synem Witoldem wyjeżdża do Republiki Południowej Afryki. W 1981 roku tuż przed stanem wojennym dołącza do nich także Janusz, który zostawia w Polsce swoją żonę i trzyletnią córeczkę. Polscy emigranci na miejscu zakładają niewielką hutę szkła i mimo początkowych sukcesów interes po kilku latach bankrutuje. Wówczas każdy z Walusiów wybiera własną drogę. Ojciec wyjeżdża do Szwajcarii, Starszy Witold zakłada własną firmę handlującą sprzętem z demobilu, a Janusz zostaje kierowcą ciężarówki.

W międzyczasie młodszy z braci angażuje się w działalność polityczną. Po pięciu latach od wyjazdu z Polski, Waluś przyjmuje drugie, południowoafrykańskie obywatelstwo. Zapatrzony w prawicową, nacjonalistyczną retorykę białych ruchów afrykanerskich, rzuca się w wir walki między białymi i czarnymi mieszkańcami Republiki Południowej Afryki.

Niespokojny czas

W latach 80-tych RPA tkwiła jeszcze głęboko w apartheidzie. Był to system segregacji rasowej wprowadzony przez rządzącą krajem białą mniejszość. Krajem rządziła konserwatywna Partia Narodowa, biali, którzy stanowili mniejszość mieli uprzywilejowaną pozycję, natomiast ludność czarną pozbawiono wielu praw. Wszelkie ruchy polityczne czarnych były zdelegalizowane. Pod naciskiem międzynarodowej opinii publicznej i bolesnych sankcji ekonomicznych biały reżim Pretorii zaczął się jednak chwiać. W 1990 pod rządami prezydenta Frederika Willema de Klerka rozpoczął się stopniowy demontaż dotychczasowego porządku. Po 27 latach spędzonych za kratami z więzienia wyszedł Nelson Mandela, a 2 lata później w referendum mieszkańcy RPA zdecydowali o likwidacji apartheidu.

Oczywiście cały proces nie mógł przebiegać bez zgrzytów. Przez lata w RPA pomiędzy białymi a czarnymi panowała nie tyle niechęć, co nawet nienawiść. Kiedy więc na horyzoncie pojawiło się widmo przejęcia przez tych drugich władzy, na afrykanerską mniejszość padł blady strach. Szczególnie przeciwne wszelkim zmianom były skrajnie konserwatywne organizacje, z Afrykanerskim Ruchem Oporu na czele. Ich członkowie zapowiadali, że nie oddadzą władzy w ręce czarnych bez zbrojnej walki.

Ale gorąco było nie tylko na linii frontu pomiędzy białymi, a czarnymi. Zgody co do dalszej polityki nie było także w środowisku białych. Zagorzała prawica, odłączyła się od rządzącej Partii Narodowej ponieważ nie podobało jej się, że ta zaczyna skręcać w kierunku reform. Skrajni nacjonaliści utworzyli własną Partię Konserwatywną, która stała w silnej opozycji do powoli zmieniającego kurs rządu.

Również wśród czarnej większości dochodziło do coraz większych napięć. W podziemiu powstały dwie duże organizacje paramilitarne. Umkonto we Sizwe (Włócznia Narodu) była zbrojnym ramieniem zdelegalizowanego Afrykańskiego Kongresu Narodowego i dokonywała szeregu ataków terrorystycznych, i aktów sabotażu wymierzonych w białych Afrykanerów. Inkatha z kolei broniła interesów Zulusów, którzy nie identyfikowali się z resztą czarnej ludności i stanowili autonomię. Doszło do tego, że obie organizacje nawzajem się zwalczały, w wyniku czego tysiące ludzi poniosło śmierć. W RPA kipiało.

Niewygodny populista

W takich okolicznościach Janusz Waluś, szybko odnalazł swoje miejsce. Przyłączył się do Afrykanerskiego Ruchu Oporu i zaangażował w działalność Partii Konserwatywnej. Co ciekawe Waluś zaczął się spotykać z szefem południowoafrykańskich służb specjalnych, a także z kierownictwem wywiadu wojskowego. Polak i jego afrykanerscy kompani uznali, że kraju nie można ot tak po prostu oddać w ręce czarnym. Ponadto nad RPA zawisło widmo komunizmu, a tego było już za wiele.

Kiedy Prezdyent de Klerk wypuścił Nelsona Mandelę z więzienia, zezwolił też na działalność zdelegalizowanym wcześniej ruchom murzyńskim. Były to Afrykański Kongres Narodowy (ANC), Kongres Panafrykański (PAC) i Południowoafrykańska Partia Komunistyczna (SACP). Największe poparcie miała ANC z Mandelą na czele. Dużą siłą byli też komuniści, którym przewodził Chris Hani – lewicowy populista, który w czasach apartheidu wsławił się jako przywódca paramilitarnej Włóczni Narodu. O ile nawołujący do pojednania i przyjazny Mandela był jeszcze dla białej mniejszości do zaakceptowania, o tyle Hani jawił się jako diabeł wcielony. Także dla kierownictwa czarnego ANC Hani był niewygodną postacią. Wyszkolony w Moskwie zagorzały komunista zdobywał coraz szersze poparcie i w kuluarach mówiło się, że będzie on po Mandeli drugim czarnym prezydentem RPA. Biali nacjonaliści postanowili działać.

Bohater czy morderca?

Na Haniego przeprowadzano wcześniej kilka nieudanych zamachów. W Wielką Sobotę 10 kwietnia 1993 roku polityka udało się jednak skutecznie zlikwidować. Zastrzelił go przed jego domem Polak, Janusz Waluś. Informacja wstrząsnęła całą RPA. Na ulice wyszło 1,5 mln ludzi, zamieszki omal nie doprowadziły do zerwania negocjacji białego rządu z czarnymi. Sytuację udało się z trudem opanować.

Waluś nie działał sam. Jego wspólnikiem był czołowy polityk Partii Konserwatywnej Clive Derby- Lewis. Dziś obaj siedzą w więzieniu w Pretorii, a raczej Tshwane, jak teraz oficjalnie brzmi zmieniona nazwa stolicy RPA. Zamachowców skazano na karę śmierci, jednak chwilę później ANC wygrała pierwsze demokratyczne wybory w kraju, a Nelson Mandela zniósł ten najwyższy wymiar kary. Wyroki zmieniono więc na dożywocie.

Do dziś w całej sprawie jest wiele niejasności. Padają podejrzenia, że Waluś mógł działać na zlecenie służb specjalnych choć on sam się tego wypiera. Jego wspólnik także.

W 1997 roku Polak stanął przed Komisją Prawdy i Pojednania. Był to organ stworzony w celu rozliczenia zbrodni apartheidu. Winni nawet najcięższych przestępstw uzyskiwali całkowitą amnestię, warunkiem było wykazanie, że ich działania wynikały z bycia na usługach systemu. Mimo szczegółowych przesłuchań Walusiowi odmówiono amnestii. Sześćdziesięcioletni dziś Polak, wciąż siedzi za kratkami. Podobno polska dyplomacja podejmowała nieformalne próby, aby skazańca przetransportować na terytorium Polski by tutaj odsiedział resztę kary. Nic z tego jednak nie wyszło. W Polsce o Walusiu kiedyś było głośno, dziś jednak mało kto o nim pamięta.

W RPA Waluś wciąż budzi ogromne emocje. Dla czarnych jest mordercą ich ukochanego przywódcy. Często powtarzają, że dziś kiedy RPA boryka się z tak wieloma problemami, tym bardziej brakuje Haniego, który mógłby wyciągnąć kraj z tarapatów. Z kolei część białych, zwłaszcza tych konserwatywnych, widzi w nim bohatera, który uratował Południową Afrykę przed komunizmem i tragicznym losem jaki zgotował sąsiedniemu Zimbabwe, Robert Mugabe.

Sam Waluś nadal uważa, ze działał w słusznej sprawie. Żałuje że musiał zabić człowieka, ale tłumaczy, że toczyła się wtedy wojna. Po ogłoszeniu wyroku stojąc przed sądem powiedział:

- Oni są komunistami, którzy zniszczą ten wspaniały kraj. Zmarnują to wszystko, co zostało z takim trudem zbudowane przez białych. Boli mnie, że wszystko zostanie zniszczone w imię utopii wielorasowego społeczeństwa, która się tu nigdy nie spełni.

Warto przeczytać:

Historię Janusza Walusia opisał w swojej najnowszej książce Michał Zichlarz. Publikacja, która właśnie trafiła na półki sklepowe prezentuje szczegółowo nie tylko życiorys zamachowca, ale także zagmatwaną sytuację w RPA przed i po obaleniu apartheidu. Ogrom pracy, rzetelność i dociekliwość pozwoliły autorowi przedstawić szereg faktów, które układają się w pełną dziwnych powiązań mozaikę, wokół zamachu na Haniego. Zichlarzowi, który sam wielokrotnie podróżował po Afryce, a nawet spotkał się z Walusiem w więzieniu, udało się też pokazać osobisty dramat skazańca i jego rodziny.

"Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia", Replika, 2013

„Na wjeździe do garażu zauważyłem toyotę corollę, której numery wcześniej miałem zanotowane i pomyślałem, że to może być samochód Haniego. Już chciałem stamtąd odjeżdżać, kiedy spostrzegłem wychodzącego z domu człowieka podobnego do Haniego i wsiadającego do samochodu. Wtedy zawróciłem i podążyłem za toyotą, która zatrzymała się przed centrum handlowym Dawn Park. Również się zatrzymałem i z niedalekiej odległości obserwowałem wychodzącego z samochodu mężczyznę. Wtedy rozpoznałem, że jest to Chris Hani. Wszedł do supermarketu i po kilku minutach wyszedł z gazetą. Wtedy zdecydowałem, że będzie to najlepszy moment do wykonania mojego zadania, a więcej taka okazja może się już nie powtórzyć. Zdecydowałem, że nie zrobię tego w centrum handlowym Dawn Park, ponieważ parking był pełen i było tam wielu ludzi. Kiedy byłem pewny, że jedzie w kierunku swojego domu wybrałem inną trasę. Dojechałem tam, a zaraz potem pojawił się Hani. Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: "Mister Hani". Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej jak to było możliwe."

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020