„Na wjeździe do garażu zauważyłem toyotę corollę, której numery wcześniej miałem zanotowane i pomyślałem, że to może być samochód Haniego. Już chciałem stamtąd odjeżdżać, kiedy spostrzegłem wychodzącego z domu człowieka podobnego do Haniego i wsiadającego do samochodu. Wtedy zawróciłem i podążyłem za toyotą, która zatrzymała się przed centrum handlowym Dawn Park. Również się zatrzymałem i z niedalekiej odległości obserwowałem wychodzącego z samochodu mężczyznę. Wtedy rozpoznałem, że jest to Chris Hani. Wszedł do supermarketu i po kilku minutach wyszedł z gazetą. Wtedy zdecydowałem, że będzie to najlepszy moment do wykonania mojego zadania, a więcej taka okazja może się już nie powtórzyć. Zdecydowałem, że nie zrobię tego w centrum handlowym Dawn Park, ponieważ parking był pełen i było tam wielu ludzi. Kiedy byłem pewny, że jedzie w kierunku swojego domu wybrałem inną trasę. Dojechałem tam, a zaraz potem pojawił się Hani. Wychodził ze swojego samochodu. Wsadziłem pistolet Z88 za pasek z tyłu moich spodni i podszedłem do niego. Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: "Mister Hani". Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię oddałem jeszcze dwa strzały w skroń. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem stamtąd najszybciej jak to było możliwe."
Tak zeznawał Janusz Waluś, polski emigrant w Republice Południowej Afryki w 1997 roku, stojąc przed Komisją Prawdy i Pojednania.
W RPA na hasło "Polska" nikt nie pomyśli w pierwszej kolejności ani o Janie Pawle II, ani o Lechu Wałęsie, ani nawet o Grzegorzu Lacie. Tam Polakiem numer jeden jest Janusz Waluś.
Góral z Radomia
Historia zaczyna się w komunistycznej Polsce. Pochodzący z okolic Szczyrka Tadeusz Waluś wraz z żoną i dwójką synów, starszym - Witoldem i młodszym – Januszem (ur. 1953), przeprowadzili się do Radomia. Tam Tadeusz założył swój zakład produkcji kryształów. Był jednym z nielicznych wówczas „prywaciarzy" co w realiach PRLu było nie lada wyczynem. Biznesmen zatrudniał 32 pracowników, w prowadzeniu interesu pomagali mu też synowie.
Przeczytaj