Po trzech z rzędu triumfach w Champions League (2016–2018) w Madrycie doszło do trzęsienia ziemi. W kolejnych dwóch sezonach Real żegnał się z rozgrywkami już w 1/8 finału. Najpierw wyeliminowany przez Ajax, później przez Manchester City.
Mało brakowało, by teraz Królewscy nie wyszli nawet z grupy. O awans musieli walczyć do ostatniej kolejki, zawdzięczają go dwóm bramkom Karima Benzemy. Francuz ma już swoje lata (w grudniu obchodził 33. urodziny), ale to on do spółki z Sergio Ramosem wciąż nadaje ton drużynie. Problem w tym, że przed tygodniem doznał kontuzji i w Bergamo trzeba będzie polegać na innych.
– Gdyby to był finał, pewnie byśmy zaryzykowali i Karim by zagrał. Ale przed nami jeszcze wiele meczów – mówi Zinedine Zidane. Trener ma spory ból głowy, bo leczy się też Ramos i kilku innych zawodników, m.in. Eden Hazard, Dani Carvajal, Federico Valverde i Marcelo.
Real to wieczny faworyt rozgrywek, Atalanta – kopciuszek, który przed rokiem na swoim debiutanckim balu wyrzucił za burtę Valencię, a w ćwierćfinale do 90. minuty prowadził z Paris Saint-Germain. W tym sezonie pokonał już na Anfield Liverpool.
Namieszać chciałaby również Borussia. Radość piłkarzy z Moenchengladbach z pierwszego awansu do fazy pucharowej była jednym z najpiękniejszych obrazków futbolowej jesieni. Po porażce z Realem nie zeszli do szatni, tylko zebrani w kółku oglądali na telefonie i na tablecie końcówkę drugiego spotkania w swojej grupie. Remis Interu z Szachtarem okazał się przepustką do 1/8 finału.