Biało-Czerwoni podczas dwóch ostatnich edycji imprezy wygrywali klasyfikacją medalową. Justyna Święty-Ersetic (400 m), Adam Kszczot (800 m), Marcin Lewandowski (1500 m), Michał Haratyk (pchnięcie kulą) czy Piotr Lisek (skok o tyczce) – ograniczając się tylko do zawodników startujących w hali – są dziś nie tylko rozpoznawalnymi markami, ale także polisą na medale.
Liderów atakują młodzi. Nową perłą w sztafecie 4x400 m trenera Aleksandra Matusińskiego może zostać wciąż niepełnoletnia Kornelia Lesiewicz, Michał Rozmys pokonał podczas mistrzostw Polski Lewandowskiego, a Patryk Dobek wygrał z Kszczotem. Jednak w Toruniu miejsc na podium będziemy oczekiwać przede wszystkim od tych, którzy znają już smak medali.
Swoboda czeka
Zaczęło się źle, bo tuż przed mistrzostwami palec u stopy złamał kulomiot Konrad Bukowiecki, a pozytywny wynik testu na koronawirusa miała sprinterka Ewa Swoboda. Choroba prawdopodobnie dopadła ją w Spale – ostatnio przebywała tam większość kadrowiczów – a pacjentką „zero" była zawodniczka, która przygotowywała się w COS-ie do sezonu letniego.
23-latka z Żor miała bronić tytułu mistrzyni Europy z Glasgow. Była faworytką, bo tej zimy szybciej od niej biegała na kontynencie tylko Brytyjka Dina Asher-Smith, która przygotowuje się do igrzysk w Tokio i zakończyła już starty pod dachem. Losy Swobody rozstrzygną się w czwartek, kiedy dostanie wyniki kolejnego testu.
Kopalnią medali mogą być dla naszej kadry biegi na średnich dystansach. Kszczot w halowych mistrzostwach Europy zdobył już trzy złote medale – więcej wśród Polaków mają tylko Henryk Szordykowski i Marian Woronin. – Tej zimy padają niesamowite wyniki. Nie będzie więc łatwo, co nie znaczy, że nie będę próbował – mówi polski biegacz.